Wiadomości będą wysyłane raz w tygodniu, na koniec tygodnia. Adresy e-mail będą wykorzystywanie jedynie do mailingów w ramach Strefy Wolnej Prasy. Nie będą przedmiotem sprzedaży innym podmiotom.

Jesteś tutaj:
Home > Kultura > Wrażliwy widz jest równie rzadki co dobry twórca

Wrażliwy widz jest równie rzadki co dobry twórca

Malarstwo nie znosi zbyt wielu słów. A malarz to ktoś, kto zaczyna wtedy malować, kiedy już nie potrafi opowiadać. Wszystko, co najważniejsze u człowieka – odbywa się w ciszy. Malarstwo jest taka sztuką, która doskonale zdaje sobie z tego sprawę – uważa Andrzej Podkański, warszawski artysta malarz.

– Nasza rozmowa dotyczyć będzie Twojego najważniejszego cyklu obrazów „Podwórko”. Dlaczego zacząłeś je w ogóle malować?

– Jak wiesz – zawsze maluję dużymi seriami, liczącymi najczęściej kilkadziesiąt obrazów. Należę do tych malarzy, którzy uważają, że twórca jest w jakimś stopniu „napiętnowany” tematyką swoich dzieł. Są przekonani, że jeśli oni tego nie zrobią – to będzie to poważny grzech zaniechania, nie tylko wobec samych siebie… W różny sposób przychodzi, a może lepiej – spada na mnie tematyka moich dzieł. Czasem powód jest zewnętrzny, jak np.: wypadek kolejowy, będący przyczyną do późniejszego cyklu pt: „Szpital”. Innym razem bodziec przychodzi niejako od środka, ze wspomnień, marzeń, tęsknot… I właśnie cykl „Podwórko” powstał na takiej pożywce. Mądrzy ludzie powiadają (i ja się z tym zgadzam), że naprawdę liczy się tylko przeszłość. To ją w pełni można przeżyć i przeanalizować. Teraźniejszość natychmiast zmienia się w czas przeszły, a przyszłość jest nieodgadniona. Zatem przeszłość pełni zasadniczą rolę w życiu człowieka, a artysty w szczególności, tym bardziej, że jednym z podstawowych obowiązków, które na nim ciążą jest umiejętność zachowania dziecięcych odczuć w panowaniu świata.

– Takich podwórek, jakie malujesz prawie już nie ma?..

– Trochę jeszcze by się znalazło… Ale nie w tym rzecz. One istnieją w mojej wyobraźni. Nie interesują mnie, że tak powiem, sam folklor podwórek. Scenom i wydarzeniom na nich dziejącym się, pragnę nadać monumentalny i uniwersalny sens. Podwórka – to przestrzeń, którą doskonale znam. Ścinany budynków, dachy, załamania murów są tylko pretekstem do pogłębiania tajemnicy. To, co najważniejsze nie zostało namalowane, jest tylko sugerowane światłem – niespodziewanie wydobywającym to, co niewiadome. Swoją drogą trudno znaleźć w Warszawie autentyczne podwórko, którego bym nie znał i nie udokumentował przy pomocy rysunków, rzadko fotografii.

– Czy podczas takich „podwórkowych wizyt” spotkały Cię jakieś przygody?

– Bywało, szczególnie na Pradze, że ludzie tam mieszkający brali mnie notującego na papierze za kogoś z administracji ingerującego w ich życiową przestrzeń. To stwarzało z pozoru groźne incydenty, które po wyjaśnieniu, że jestem malarzem – zamieniało się w życzliwe zrozumienie, pogłębione propozycją wypicia „czegoś z prądem” ku obopólnemu zadowoleniu.

– Nie jesteś chyba jedynym malarzem, którego inspirują miejskie podwórka?

– Oczywiście, ale Ci, u których ten temat się pojawiał, traktowali go niejako dokumentalnie, co najwyżej szukając w nim malowniczości. Innymi słowy, kończyli obraz tam, gdzie ja go zaczynałem…

– Czy to przejaw zarozumiałości?

– Z całą pewnością nie jest to pycha, czy coś w tym rodzaju. Raczej świadomość swoich możliwości w kreowaniu wartości duchowych, jakie mam nadzieje udało mi się zawrzeć w obrazach.

– Czy to co mówisz o swoich dziełach było konfrontowane z publicznością na jakiś wystawach?

– Mając ponad 30 obrazów tego cyklu mógłbym zrobić kilka wystaw indywidualnych. Jednak do tego mi jakoś niespieszno. To duże koszty, a i o wielkie sale potrzebne do moich obrazów, długich na 3 metry, a wysokich na 2,5 – nie jest łatwo. Przypominam, że galerie, które do tego by się nadawały, jak warszawska „Zachęta”, czy Zamek Ujazdowski – z jakąś masochistyczną radością prezentują przede wszystkim pseudo sztukę. Z tych powodów tylko od czasu do czasu pokazują po kilka „Podwórek” na wystawach zbiorowych. Pozostają po tych pokazach katalogi, ale przede wszystkim ślad w pamięci osób, które dzieliły się ze mną swoimi odczuciami. Szczególnie cenię sobie opinię swojego profesora, Tadeusza, Dominika i kilku innych malarzy, których szanuję. Ich dobrym słowem niezmiennie się karmię i daje mi ono siłę i ochotę do dalszej pracy.

– O czym mówią wspomniani przez Ciebie odbiorcy?

– Z radością słucham o tajemnicy, wyrafinowanym koloryzmie, a przede wszystkim o niepokojącym świetle emanującym z obrazów. Wielokrotnie spotkałem się ze stwierdzeniami, że atmosfera „Podwórek”, przypomina tę z kościołów, gdzie ludzie przeżywają wzniosłe chwile. To cieszy szczególnie, bo jak wiesz należę do twórców uważających, że każda autentyczna sztuka jest w swej istocie sztuką religijną. Nie będę tego raczej komentował, bo nie raz to czyniłem.

– Czy spotykałeś się także z niezrozumieniem?

– No cóż… spotykałem także ludzi, którzy moje obrazy odczytywali tylko jako sceny rodzajowe, będąc zupełnie nieczułymi na metafizyczne światło, którym jak sądzę emanują płótna. Trudno mieć o to pretensje. Wrażliwy widz jest równie rzadki, co dobry twórca. Większość ludzi jest pozbawiona daru odbierania sztuki. Widzą jej tylko zewnętrzną warstwę i nie ma na to rady…

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz Podkański

Zapisz

Zapisz

Podobne

Leave a Reply

Dodaj komentarz

W górę