Wiadomości będą wysyłane raz w tygodniu, na koniec tygodnia. Adresy e-mail będą wykorzystywanie jedynie do mailingów w ramach Strefy Wolnej Prasy. Nie będą przedmiotem sprzedaży innym podmiotom.

Jesteś tutaj:
Home > Edukacja > AMAKURU – czyli jak pomóc Afryce

AMAKURU – czyli jak pomóc Afryce

Wywiad z Moniką Mostowską i Dorotą Zielińską.
Rozmawiał: Mariusz Paszko

MP: Cześć Moniko, jesteś Wiceprezesem Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl. Czym się zajmuje fundacja?

MM: Witam, fundacja zajmuje się wspieraniem dzieł społecznych prowadzonych przez misjonarzy Pallotynów. Swoją działalność rozpoczęła 40 lat temu i wtedy do Afryki wyjechali pierwsi misjonarze. Początkowo nie zastali tam niczego. Wynajmowali gdzieś jakieś pokoje, spali w salach z pluskwami. Przez wiele lat tworzyli infrastrukturę, nie tylko parafie, ale także infrastrukturę edukacyjną, ośrodki zdrowia. I w tej chwili, my jako fundacja, wspieramy działalność tych właśnie instytucji, cały czas prowadzonych przez misjonarzy. Są to również ośrodki dożywiania, które funkcjonują przy każdym ośrodku zdrowia. Codziennie przychodzi około 30-40 osób, w tym rodziców z dziećmi, które są niedożywione, na różnym poziomie. Siostry misjonarki Pallotynki ratują takie osoby. Często ludzie ci trafiają najpierw do szpitala. Najczęściej są to dzieci. Rekonwalescencję dziecka wspomaga przyjmowanie odpowiednich leków i witamin, umożliwiających przetrwanie, ratujących życie. Po takim wstępnym przygotowaniu zaczyna się proces racjonalnego odżywiania. To są dzieła zapoczątkowane przez misjonarzy. My natomiast jako fundacja prowadzimy własne projekty, na przykład fundujemy stypendia dla Afrykańczyków.

MP: Prowadzicie sklep. Podobno jest to pierwszy w Polsce w pełni charytatywny sklep, z którego cały dochód idzie na pomoc do krajów misyjnych.

MM: Chodzi o to, że pomagając Afryce myśleliśmy o różnych jak najskuteczniejszych sposobach pomocy. Zrodził się pomysł założenia sklepu charytatywnego, z którego dochód byłby przeznaczony na cele misyjne, na wspieranie tych wszystkich projektów. Jest to pierwszy sklep misyjny w Polsce o takim zasięgu. Przyświecała nam jedna myśl, żeby nie uczyć Afrykańczyków jedynie brania tylko od ludzi z Europy, że poza wyciąganiem do nich ręki po darowiznę, pieniądze, mogą kształtować swoje postawy tzw. partnerstwa i pokazać, że  swoją pracą potrafią zarobić na utrzymanie siebie i swoich rodzin. Stąd też kupujemy kawę, herbatę, rękodzieło. W ten sposób wspieramy konkretnych artystów, konkretnych plantatorów, konkretne rodziny, które dzięki temu mogą się utrzymać. Nie dajemy już przysłowiowej ryby czy wędki, ale kupujemy od nich rybę, którą potrafią sobie złowić sami. Dochód przeznaczamy na stypendia dla ubogiej czy osieroconej młodzieży. Jakiś czas temu udało nam się zakupić busik dla szkoły w Masaka, dla uczniów, którzy chodzili wiele kilometrów pieszo, by móc się uczyć.

MP: W jakim kraju jest Masaka?

MM: Masaka jest w Rwandzie.
Dzięki temu naszemu sklepowi pomagamy Afryce podwójnie. Raz, kupując od nich, a dwa, dochód ze sklepu przeznaczając na wspieranie projektów, z których oni mają wymierne korzyści.

MP: Jaki był asortyment sklepu na początku? Czy tylko kawa czy też te towary, które widzimy obecnie?

MM: Od samego początku sprowadzaliśmy wszystko, czyli rękodzieło, kawę i herbatę. Również różne ciekawostki takie jak orzeszki makadamia, masło orzechowe. To takie przysmaki afrykańskie

MP: Widziałem też, że tu jest całkiem spora rewia mody.

MM: No tak. Po pewnym czasie nasi klienci zaczęli dopytywać o stroje, o torby. W pierwszym rzucie przywieźliśmy też tkaniny afrykańskie, które od początku cieszyły się dużym zainteresowaniem. Nawiązaliśmy kontakt z krawcową, która ma doświadczenie w szyciu u poważnych projektantów działających na rynku mody na arenie międzynarodowej. Ona zaczęła łączyć polski materiał, polski len z afrykańskimi aplikacjami, co daje niezwykle ciekawy efekt, zupełnie niepowtarzalny. Także, jeśli coś kupi się u nas np: spódnicę, sukienkę, bluzę, plecak, to wiadomo, że nikt inny nie będzie miał takiego samego.

MP: Czy te produkty są szyte w Polsce czy w Afryce?

MM: To jest szyte w Polsce. Materiały są importowane z Afryki. W Rwandzie są szyte torby.

MP: A sukienki?

MM: Sukienki sprowadzamy z Afryki i z Rwandy, jak również mamy takie, które są szyte z importowanych materiałów, w Polsce. Celem jest połączenie stylu europejskiego z afrykańskim, tak aby wstrzelić się w gust Europejczyków i Europejek. My trochę boimy się odważnych kolorów. Często wybieramy szarości, czernie, kolory stonowane. Afrykańskie kolory, wiadomo, są odważne, nie każdy zaryzykuje taki styl, ale nawet ktoś, kto preferuje szarości ma czasami ochotę na odmianę i kolory.

MP: Czyli to znaczy, że macie własną projektantkę mody?

MM: Tak, mamy. Współpracujemy z nią. Ona ma własną firmę i działa we własnym zakresie, ale i z nami ściśle współpracuje.

MP: W jakich krajach działa fundacja i jakie projekty realizuje?

MM: Fundacja działa w Afryce w Rwandzie, Wybrzeżu Kości Słoniowej, Kamerunie, Demokratycznej Republice Kongo. Także w Kenii, Ugandzie. Liczba krajów wzrasta, ponieważ rozwijamy się bardzo dynamicznie. Jesteśmy tym zaskoczeni. W Ameryce Południowej działamy w Kolumbii, Wenezueli, Urugwaju i Argentynie. Działamy też w Indiach.

MP: Jak wygląda możliwość zostania wolontariuszem?

MM: Nasza pomoc Afryce, poza tym, że prowadzimy sklep i wspieramy konkretne projekty, to także działalność wolontariuszy. Co roku, od pięciu lat, organizujemy kursy wolontariatu. Są to kursy weekendowe organizowane raz w miesiącu – piątek, sobota i niedziela. Intensywnie jest od września do kwietnia. No i potem już są przygotowania do wyjazdu. Żeby zostać wolontariuszem fundacji trzeba się na taki kurs zgłosić i w nim uczestniczyć. Kandydaci na wolontariuszy poznają specyfikę misji, specyfikę pallotyńskich misji, poznają kulturę różnych krajów, z projektami, jakie prowadzimy. Są też szkolenia dotyczące medycyny tropikalnej, czy ubezpieczeń. Jest spotkanie z konsulem. Są też porady prawne dotyczące bezpieczeństwa, jak funkcjonować w obcym kraju o zupełnie innej kulturze. Później taka osoba wyjeżdża minimum na miesiąc, ale nie więcej niż na rok.

MP: Kto pokrywa koszty takich wolontariatów?

MM: To jest tak, że wolontariusz pokrywa te koszty sam, ale nie jest zupełnie sam. Równowartość biletu każdy wolontariusz opłaca z własnej kieszeni. Natomiast później konkretną kwotę na utrzymanie, czy zrealizowanie konkretnych projektów, które wolontariusze tam realizują, to już pod szyldem fundacji organizujemy akcje founrisingowe. Czy to są zbiórki w internecie na portalach różnego rodzaju, czy jakieś akcje, czy festyny, czy spotkania organizowane nie tylko w parafiach ale też w domach kultury. Są to różnego rodzaju aktywizacje, które dają podwójną korzyść, bo raz, że udaje się zebrać fundusze na wyjazd, a dwa, że udaje się zainteresować ludzi działalnością misyjną i misjami w ogóle, także wolontariatem.

MP: Jak wyglądają święta w Afryce? Na przykład Bożego Narodzenia. To pytanie już może do Doroty, która spędziła na misjach już sporo czasu.

DZ: Ludzie zbierają się kościele i Święta przeżywają w sposób bardzo religijny. Ja spędziłam Święta w Kibaho w Rwandzie, na południu. Jest to jedyne miejsce objawień Maryjnych w tym kraju, więc ludzie z całej wioski i okolic przychodzą do kościoła, żeby się modlić. Spędzają tak na prawdę cały wieczór w kościele. Pasterka nie odbywa się o północy, bo wtedy nikt by nie przyszedł. Najczęściej zaczyna się o 21.30, maksymalnie o 22.00. Żeby ludzi mogli przyjść i wrócić do domów, ponieważ rano muszą najczęściej zacząć dzień pracy. Więc muszą iść na swoje pole. Wstają bardzo wcześnie i dlatego ta pasterka nie odbywa się o północy. Ja akurat mieszkałam z siostrami z Polski, więc zorganizowałyśmy polską pasterkę, polską Wigilię i polskie Święta. Były nawet drobne prezenty. Przyszły aniołki, które dawały upominki. Była to niesamowita Wigilia, ponieważ była wielokulturowa. Byli Koreańczycy, ludzie z Ugandy, z Kongo, z Rwandy, ze Słowacji i z Polski. Ale faktycznie jest tak, że ubóstwo tamtych ludzi nie pozwala na spędzanie Świąt tak, jak my to widzimy, z dwunastoma potrawami. Wszyscy się temu dziwią. Dokładnie tak samo wyglądają Święta Wielkanocne. Nie ma święcenia pokarmów, bo Ci ludzie nie mają po prostu co do tego kościoła przynieść, żeby poświęcić. Ale bardzo hucznie obchodzą Wielkanoc. Zwłaszcza w czasie Liturgii Sobotniej, kiedy po tej ciszy, w trackie której nie może grać muzyka, nagle rozbrzmiewa Chwała na Wysokości Bogu i bębny, które stoją na zewnątrz, a jest ich z piętnaście, grają tak głośno, że zagłuszają śpiew ludzi w całym kościele. Jest to taki ogromny znak, że Jezus Chrystus naprawdę zmartwychwstał.

MP: Czy duże odległości ludzie muszą pokonywać, żeby przyjść na Wigilię czy na Wielkanoc?

DZ: Najczęściej przychodzą do takiego zgromadzenia, które jest blisko. Dlatego, gdy powstaje gdzieś kościół katolicki, to Ci ludzie, którzy są w pobliżu gromadzą się w kościele katolickim. Jak gdzieś powstaje kościół protestancki, to oni przychodzą do kościoła protestanckiego, bo mają w sobie, myślę, że jeszcze takie plemienne podejście, że trzeba się gromadzić, że trzeba wspólnie coś przeżywać, trzeba być wspólnotą i spotykać się po prostu. Najczęściej są to odległości tak do pięciu kilometrów. Tak jest w Kibaho. W stolicy jest zupełnie inaczej, bo tych miejsc jest dużo więcej.

MP: A jak wygląda edukacja dzieci w tych krajach?

DZ: To zależy na jakim etapie edukacyjnym. Prowadzone są przedszkola, szkoły podstawowe i coś na zasadzie naszego gimnazjum, potem liceum. Ale tych najmłodszych najczęściej nie stać, żeby pójść do takiej szkoły. Często są potrzebni w swoich rodzinach, żeby pomóc w domu. Pomimo tego, że nauka jest bezpłatna, to jednak trzeba na przykład kupić mundurek i trzeba mieć ze sobą zeszyt i długopis. I wielu osób na to nie stać. Szkoły są oczywiście bardzo przepełnione i w klasach czasem jest nawet do 50 osób, a więc bardzo dużo. Dzieci są też w różnym wieku, bo u nas jest oczywiste, że jak ktoś ma siedem lat, to chodzi do pierwszej klasy. A tam tak nie jest. Dzieci często zaczynają naukę z opóźnieniem. Jeśli na przykład siostry misjonarki zauważą, że dzieci nie chodzą do szkoły i rodzice o tym nie myślą, to o tym przypominają. Choć oficjalnie jest obowiązek chodzenia do szkoły, ale nikt tego nie egzekwuje.

MP: A jak jest z migracją tych dzieci, ewentualnie ludzi z tamtych regionów do Polski? Czy generalnie poza kraje afrykańskie? Często wyjeżdżają do pracy, na studia? Czy tylko ci najbogatsi?

DZ: Niedawno się dowiedziałam, że w Polsce został otwarty kierunek na jednej z uczelni w Bydgoszczy. I tam pomagają przyjeżdżać do Polski studentom z Rwandy, pomagają im załatwiać pieniądze na utrzymanie i na edukację. Ale mam wrażenie, że to Ci bogatsi się o to starają i tacy, którzy są blisko misjonarzy. Ci, którzy mają taką szansę po prostu. Czasem ktoś z Europy czy Ameryki pomaga im w opłaceniu tego przylotu i załatwieniu wizy, zaproszenia i innych formalności. Spotkałam jednak wiele osób, które nie myślą, żeby stamtąd wyjeżdżać. I chyba to jest moim zdaniem ważniejsze, że trzeba im pomagać i dawać szansę edukować się na miejscu. I zmieniać tak naprawdę dla nich swój kraj. Wyjazd do Europy daje oczywiście większe możliwości edukacyjne i poszerzenie horyzontów. Ale ludzie nie do końca czują, że Europa to jest ich miejsce. Ja pewnie też bym się tak czuła. Nie da się zupełnie zapomnieć swojej kultury, a ich kultura jest na prawdę bardzo bogata i wiele osób mówi mi o tym, że tęskni za taką bliskością, za znajomymi, że tutaj czują się osamotnieni. Bo nie można zbudować takich relacji jak budują tam na miejscu wśród znajomych i rodziny.

MP: Dużo ludzi zajmuje się tam sztuką? U was w sklepie widzę i rzeźby i obrazy, jakąś biżuterię.

DZ: Najczęściej chyba ludzie utrzymują się ze sztuki. Często nie są po żadnych szkołach. Dziadek nauczył ojca, ojciec syna i z dziada pradziada przechodzi ta tradycja i umiejętności. Jest to w zasadzie forma utrzymania się dla całej rodziny, bo materiał mają, drewno mają, jakieś narzędzia do rzeźbienia też się zawsze znajdą. I okazuje się, że to jest dobry sposób na zarobek i możliwa jest sprzedaż tych produktów. Najczęściej wśród misjonarzy i turystów.

MP: Czyli głównymi źródłami utrzymania są praca w polu i sztuka, czy coś jeszcze?

DZ: W wioskach niedaleko większych miast utrzymują się z uprawy roli. Uprawiają na swoim poletku jakieś tam skromne warzywa i owoce. Później wiele kilometrów transportują to na targ, żeby sprzedać. W miastach coraz więcej osób zaczyna pracować w firmach, korporacjach, prowadzić swój handel. W Rwandzie zauważyłam takie zjawisko, które się nazywa Cooperative, czyli kilka osób wkłada pieniądze w jeden wspólny biznes, zatrudniają jakieś osoby. Najczęściej jest to uprawa ziemniaków czy batatów abo bananów. Wykupują albo biorą w dzierżawę jakiś kawałek pola i starają się zarządzać i tym swoim polem i pieniędzmi, i ludźmi, których zatrudniają. Więc w taki sposób też sporo osób się utrzymuje.

MP: Z tego wynika, że przedsiębiorczość się rozwija.

DZ: Tak i z tego, co zauważyłam, to ci ludzie, którzy przyjeżdżają do Polski studiować, idą na jakiś biznes albo marketing albo finanse. Coś, co jest związane z prowadzeniem biznesu. Po to, żeby później wrócić i tym zarządzać już w swoim ojczystym kraju.

MP: To mam jeszcze ostatnie pytanie. Czego byście życzyły ludziom w Polsce i w tych krajach misyjnych, gdzie działa fundacja z okazji Świąt Bożego Narodzenia?

MM: Ja bym życzyła tamtym ludziom, żeby zachowywali swoją radość. Ale, żeby też zdobywali mądrość, żeby bronić się przed byciem śmietnikiem Europy. Żeby orientowali się, że to co widzą w internecie na swoich telefonach komórkowych dotyczące Europy nie musi być dobre.

MP: A Ty Doroto?

DZ: A ja bym chciała życzyć nam, tutaj w Europie, żebyśmy się uczyli spontaniczności i radości, której niewątpliwie można się nauczyć od ludzi z Afryki. I też takiej bliskości w rodzinach, dbałości o relacje, troski o siebie nawzajem. Nie tylko w tej najbliższej rodzinie, ale też wśród przyjaciół, wśród ludzi, którzy nas otaczają.

MP: Pięknie Wam dziękuję za życzenia i wywiad i zachęcam naszych czytelników, żeby wspomagali dzieła misyjne fundacji.

MM, DZ: Dziękujemy i zapraszamy do sklepu Amakuru w Warszawie, Al. Solidarności 101 lub do sklepu internetowego http://sklep.salvatti.pl/

Zdjęcia: Pallotyńskiea Fundacja Misyjna Salvatti.pl

Zapisz

Mariusz Paszko
Redaktor Naczelny - wywiady, historia, wiedza, technologie, polityka, Kościół

Podobne

Leave a Reply

Dodaj komentarz

W górę