Ozzy Osbourne, znany jako „Książę Ciemności”, to postać, która od dekad budzi kontrowersje, fascynację i niegasnące zainteresowanie. Choć większość kojarzy go z krwawym show, satanicznymi aluzjami i ekscentrycznym stylem życia, jego historia jest bardziej złożona niż się wydaje. Urodzony jako John Michael Osbourne w 1948 roku w robotniczym Birmingham, przeszedł drogę od biedy i alkoholizmu do statusu legendy muzyki heavy metal. Warto przyjrzeć się jego poglądom, przesłaniom zawartym w jego twórczości, życiu prywatnemu, a także zestawić to z wartościami, jakie wyznaje katolicyzm i ogólnie z chrześcijaństwem.
Muzyka i przesłanie – więcej niż satanizm?
Ozzy Osbourne rozpoczął karierę jako wokalista zespołu Black Sabbath, uważanego za pioniera heavy metalu. Już pierwszy album grupy z 1970 roku, zatytułowany po prostu Black Sabbath, przyniósł muzykę mroczną, pełną grozy i odniesień do okultyzmu. Utwory takie jak „N.I.B.”, „War Pigs” czy „Black Sabbath” zawierały odniesienia do szatana, wojny i apokaliptycznych wizji. Jednak – co często umyka uwadze – w tekstach Black Sabbath i solowych utworach Osbourne’a często pojawia się potępienie zła, a nie jego gloryfikacja.
Przykładem może być choćby piosenka „War Pigs”, która jest antywojennym „protest songiem”, a nie jakimś hymnem dla demonów. Z kolei „Mr. Crowley”, mimo tytułu odnoszącego się do słynnego okultysty Aleistera Crowleya, jest raczej ostrzeżeniem niż pochwałą jego stylu życia.
Sam Osbourne wielokrotnie podkreślał, że nie jest satanistą. W jednym z wywiadów powiedział nawet: „Jeśli myślisz, że jestem satanistą, to jesteś idiotą”. W innym miejscu zaznaczył, że jego fascynacja mroczną estetyką wynikała z potrzeby szoku i zainteresowania publiczności, a nie z rzeczywistego wyznawania czegokolwiek związanego z kultami. Jest jednak faktem, że brnął w tą tematykę i klimaty, ponieważ za tym goniła publiczność, a on ulegał i publiczności, wewnętrznej potrzebie sławy i zapewne pieniędzy. Być może było w tym także jakieś poczucie misji – pytanie jakiej?
Życie prywatne: uzależnienia, kryzysy i powroty
Życie prywatne Ozzy’ego było burzliwe. Zmagał się z alkoholizmem, uzależnieniem od narkotyków, depresją i epizodami przemocy. W 1989 roku próbował udusić swoją żonę Sharon, co sam wspomina jako punkt zwrotny. Trafił wtedy na odwyk i – choć nie bez nawrotów – rozpoczął drogę ku trzeźwości.
W jego życiu nie brakowało również dramatów rodzinnych. Jego dzieci dorastały w cieniu medialnego show i uzależnień rodziców, a relacje z córką Aimee czy synem Jackiem były przeważnie napięte. Mimo to rodzina Osbourne’ów – jak pokazuje choćby słynny reality show „The Osbournes” – potrafiła trwać razem, nawet w najtrudniejszych momentach.
Osbourne wielokrotnie wracał do muzyki, mimo postępującej choroby Parkinsona i innych problemów zdrowotnych. Jego ostatni album „Patient Number 9” (2022) jest swoistym rozliczeniem się ze śmiercią, starością i grzechem – w niektórych momentach bardzo osobistym i melancholijnym.
Religia i katolicyzm – co na to Kościół?
Choć twórczość Ozzy’ego Osbourne’a często zawiera elementy szokujące z punktu widzenia katolika, czy ogólnie chrześcijanina – takie jak odgryzanie głowy nietoperzowi czy gra z symboliką krzyża i szatana – to jego przesłanie – według samego artysty – nie zawsze musi stać w sprzeczności z Ewangelią.
Wielu teologów katolickich wskazywało, że heavy metal – jako forma sztuki – może być przestrzenią walki dobra ze złem, ekspresji wewnętrznych lęków i poszukiwania prawdy. Ozzy niejednokrotnie przyznawał się do strachu przed piekłem, winą, śmiercią. To nie brzmi jak bluźnierczy cynizm, ale jak zdesperowane wołanie człowieka, który zna swoją grzeszność i szuka sensu. A może to wołanie o pomoc człowieka zniewolonego lub nawet… opętanego?
W piosence „Under the Graveyard” z 2019 roku śpiewa:
„I don’t wanna die, that’s why I stay high”
(„Nie chcę umrzeć, dlatego się odurzam”)
– co można odczytać jako wyraz duchowej pustki, jaką Kościół katolicki nazywa „ciemną nocą duszy”.
Z katolickiego punktu widzenia – należy to wyraźnie podkreślić – twórczość Ozzy’ego nie powinna być gloryfikowana, ale także nie może być bezrefleksyjnie potępiana. Potrzeba raczej roztropnego podejścia – rozeznania, co w jego twórczości jest tylko estetyką i metaforą, a co realnym zagrożeniem duchowym. Dla zwykłych ludzi jednak, nie będących ekspertami, unikanie tego typu doznań jest raczej zdecydowanie bezpieczniejsze.
Ikona kultury czy ofiara show-biznesu?
Ozzy Osbourne stał się symbolem pewnego archetypu: człowieka, który żyje na krawędzi, ale też zmaga się z własną słabością i szuka jakiegoś głębszego sensu. Jego życie można traktować jako przestrogę, ale też jako przykład upadku i powstawania. I być może ponownego upadu i powstania… i tak dalej…
W kulturze masowej przedstawiany jest jako dziwak, satanista, prowokator, a jednocześnie jako lojalny ojciec, trzeźwiejący uzależniony i artysta, który nigdy nie przestał tworzyć. Można w nim widzieć pewien paradoks współczesnej duchowości: zagubienie, maskowane szokiem i cynizmem, ale podszyte autentyczną tęsknotą za prawdą i zbawieniem. Czy autentyczną, czy jedynie dla pokazu scenicznego? Któż to może wiedzieć…
Wnioski: co Ozzy Osbourne mówi nam o nas samych?
Postać Ozzy’ego Osbourne’a w pewnym sensie może być odczytywana jako lustro – nie tyle satanizmu, ile duchowego zagubienia naszej epoki, która potrzebuje mocnych bodźców, by zwrócić uwagę na sprawy ostateczne. Jego muzyka, choć często przesiąknięta mrokiem, pyta: co po śmierci? co to znaczy zło? czy jestem winny?
Katolik słuchający Ozzy’ego nie powinien zatrzymywać się na krzykach, czarnych scenografiach i kontrowersyjnych gestach. Powinien raczej ze współczuciem dostrzec w tym wszystkim drogę cierpiącego człowieka, któremu nie dano być świętym, ale który nie przestał się bać piekła. Współczesny człowiek raczej jednak – dla bezpieczeństwa samego siebie i osób sobie bliskich – raczej powinien iść inną drogą niż Ozzy.
Źródła: BBC Music, Catholic Herald, The Guardian