„Spin doktor” określany jest po polsku jako „lekarz wizerunku”. Osoby zajmujące się tą profesją mają za zadanie kreowanie pozytywnego wizerunku polityków czy aktorów poprzez nadanie faktom innego kontekstu czy dodanie światła, w którym dana osoba czy instytucja wzbudzi pozytywne emocje. Nawet jeśli nie działała w sposób uczciwy czy dla dobra ogółu. Jako prosty przykład można posłużyć się wizerunkiem Barbary Kurdej-Szatan, której słowa wstrząsnęły opinią publiczną, gdy w wulgarny sposób nazwała obrońców naszych granic, bezpieczeństwa i niepodległości „mordercami”, podczas, gdy prawdziwi oprawcy i mordercy używali dzieci do forsowania swoich interesów i imperialistycznych zapędów. Następnie specjaliści od kreowania rzeczywistości musieli ten nadszarpnięty i antypolski wizerunek odbudowywać pokazując aktorkę jako osobę emocjonalną i wrażliwą, która po prostu zbyt emocjonalnie podeszła do tematu… Dla mnie zatem spindoctoring jest po prostu bezwzględnym manipulowaniem faktami i emocjami. Ten kto ma pieniądze i narzędzia do manipulacji, ten „ma rację”.
Czy niezależne dziennikarstwo lub pisarstwo jeszcze istnieją? Czy dziennikarze, felietoniści, scenarzyści, powieściopisarze, piosenkarze lub osoby tworzące kinematografię, a idąc jeszcze krok dalej – wszyscy twórcy, którzy kreują świat, w którym żyjemy i przedstawiają nam różne jego wizje i konteksty, w które jesteśmy wdrukowywani – mogą jeszcze tworzyć niezależne, wolne dzieła o prawdziwej użyteczności społecznej? Czy też wszystko tworzone jest już tylko i wyłącznie na zlecanie, pod odpowiedni przekaz podprogowy, który ma tworzyć odpowiednie, konkretne ramy społeczne by ci, którzy mają pieniądze, mogli mieć ich jeszcze więcej i tworzyć społeczeństwa niewolnicze, zaszczute i pełne ludzi słabych, rozbitych emocjonalnie, chorych i nieszczęśliwych, którymi łatwo zarządzać w sposób bezwzględny dla osiągnięcia swoich własnych korzyści i pomijając dobro ogółu? Czy są na tym świecie jeszcze ludzie, dla których wartości lub dobro społeczne stoi powyżej chęci zdobycia medialnego rozgłosu, pisarskiego poklasku, aktorskiej sławy czy dorobienia się willi z basenem?
Pracując jako niezależny dziennikarz, czy dorabiając jako wolna felietonistka, coraz częściej zaczęłam dochodzić do wniosku, że niestety niezależne dziennikarstwo przestało już istnieć. Większość materiałów dziennikarskich nie powstaje tylko dlatego, by poruszać jakiś istotny dla ludzkości problem. Każdy artykuł musi być dodatkowo pisany pod konkretną linię wydawniczą, bo inaczej nikt go nie opublikuje. Musi zawierać nie tylko fakty, ale konkretny zakodowany ich odbiór oraz narzucać odbiorcy sposób, w jaki ten materiał ma być interpretowany. Dla mnie w praktyce oznaczało to, że gdy chciałam skrytykować konkretne działania rządu, które uderzały w dobro społeczne, musiałam pisać na antyrządowe portale, z których polityką bardzo często sama się nie zgadzałam. Gdy natomiast pisałam tekst pokazujący, jak ogólna polityka rządu wpływa na dobrobyt społeczny, lub pokazywałam herezje globalnych instytucji propagujących chociażby, jak rosyjska propaganda czy „specjaliści od klimatu” niszczą nasz świat, moje teksty były publikowane, ale w zupełnie innym kontekście niż te, które pisałam. Odcinane były podsumowania, konkluzje, zostawały wyrwane z kontekstu zdania i słowa, które same nic nie znaczyły i nie niosły żadnego przekazu ani nie odzwierciedlały prawdy.
Coraz częściej traciłam wiarę w to, co robię dochodząc do wniosku, że niezależne i wolne dziennikarstwo nie istnieje. Pisząc prawdę, zawsze trzeba kombinować do której linii wydawniczej najbardziej będzie ona pasować i jakie środowiska zechcą taką prawdę w sposób rzetelny przekazać. Czasem trzeba było rezygnować z podania instytucji, które odpowiadają za coś złego, bo dany portal straciłby reklamodawców czy inwestorów i tylko w taki sposób mogłam poruszyć część prawdy i skrycie wierzyć, że ktoś po przeczytaniu powiąże koniec z końcem, i sam dojdzie do wniosku, kto stoi za tym, że świat przedstawiany jest w sposób nie do końca prawdziwy. Im dłużej pracowałam w wyuczonym zawodzie, tym bardziej go nie lubiłam i zaczynałam brzydzić się zarówno tym nieprawdziwym i zepsutym światem medialnym, jak i samą sobą. Widząc ile zła przynosi zakłamywanie rzeczywistości przez media, przemysł kinematograficzny czy „niezależnych” pisarzy robiących dzieciom wodę z mózgu, tym bardziej czułam, że to co robię nie ma żadnego sensu. Nie byłam w stanie walczyć z globalnymi kłamstwami ani tworzyć tej dobrej rzeczywistości, o której marzyłam. Nie byłam też w stanie patrzeć, jak media i kreowanie sztucznej, zakłamanej rzeczywistości, niszczą moich przyjaciół, rodzinę, znajomych, jak niszczą psychikę młodym ludziom, a starym odbierają godność, spokój czy izolują społecznie, chociażby przez kreowanie wizji świata pandemii i śmierci.
Dla własnego spokoju ducha postanowiłam odejść. Nawet szukałam „uczciwej” pracy poniżej moich kwalifikacji zawodowych, która w moim przekonaniu pozwoliłaby mi odetchnąć od tej medialnej propagandy i fałszywego wizerunku rzeczywistości narzucanej nam przez media. Kto jednak chciałby na fizyczne stanowisko zatrudnić dziennikarza? Bo dziennikarz jak to dziennikarz – będzie jedynie szukał taniej sensacji i wyolbrzymiał problemy. Taka łatka „pismaków” nie bierze się przecież znikąd i niestety bardzo dobrze i trafnie odzwierciedla naturę tego, czym w dzisiejszych czasach stał się zawód dziennikarza. Od kilku miesięcy nie napisałam nic. Bo jaki sens jest walczyć z wiatrakami? Jaki sens pisać prawdę, gdy nawet na uchodzących za katolickie portale znaleźć można jedynie śmierć i tematy uchodzące za medialnie popularne i modne? Zwątpiłam i przestałam wierzyć, że prawda czy dobro społeczne są w stanie przebić się przez medialną rzeczywistość, która stanowi tylko jakiś wyrwany z kontekstu fragment prawdziwej rzeczywistości. Fragment, który ma na celu zamknąć nas w konkretnej bańce informacyjnej i sprawić, by nasz wewnętrzny świat czy świat, który nas otacza, przestał być pozytywnym miejscem, w którym warto żyć?
Choć obraziłam się na media, a raczej zmęczona oraz zniesmaczona kreowaniem przez dziennikarstwo sztucznej i często nieprawdziwej oraz stronniczej wizji rzeczywistości, która niszczy i oszukuje ludzi, postanowiłam dla własnego ukojenia po prostu uciec z tej nieprawdziwej rzeczywistości, to w pewnym momencie zrozumiałam, że nie da się tak po prostu odwrócić spojrzenia i poddać. Choć dziennikarstwo nie jest łatwe, to oddając swój głos, nawet jeśli jest on zagłuszany w aparacie medialnych kreacji świata układanych przez spin doktorów i globalistów kreujących nam wizję świata, w której chcą nas umieścić, godzimy się na tą wizję i kreację. Pozwalamy innym tworzyć ten świat takim, jakim chcą go stworzyć. I nie tyczy się to tylko i wyłącznie dziennikarzy, lecz także polityków, pisarzy, aktorów, scenarzystów, piosenkarzy, lekarzy, nauczycieli, wykładowców, rodziców wychowujących dzieci, psychologów, coachów i wszystkich, którzy ten świat i jego wizje tworzą i realizują, by mogli tworzyć go jako dobre i przyjazne miejsce przystosowane do życia ludzkości. Niestety coraz częściej świat przedstawiany jest jako arena śmierci wyrwana z wszelkich aktów wiary, miłosierdzia, wzajemnego szacunku, zrozumienia i tolerancji w jej prawdziwym znaczeniu, przez co ludziom odbiera się chęć do życia.
Media narzucają nam wizję świata, w którym dominuje przemoc i króluje śmierć jako ucieczka i ukojenie przed straszną rzeczywistością. Jest to kreowane w sposób sztuczny, wymuszony i nieprawdziwy, ale już postrzeganie przez nas tej wizji i wchodzenie przez społeczeństwa w sztucznie zaprogramowane ramy, emocje i narzucane bańki informacyjne, w których egzystujemy, sprawia, że prawdziwa rzeczywistość zaczyna się zmieniać w jej gorszą wersję. Całkiem niedawno pewna moja znajoma powieściopisarka, która swoją twórczość propaguje głównie wśród osób młodych, poprosiła mnie o pomoc i zapytała, czy znam osoby po próbach samobójczych lub zmagające się z depresją ponieważ dostała zlecenie na napisanie książki i potrzebuje pomocy przy realizacji projektu. Zapytałam po co to robi i jaki sens ma ten projekt. Szukanie taniej sensacji? Chęć wpisania się w coś modnego? Bo przecież śmierć wśród młodzieży jest coraz mocniej promowana w mediach. Czy chodzi tylko o to, by książka dobrze się sprzedała? Nie rozumiem jak osoby, które na co dzień nie spotkały się osobiście z tym problemem, nie znają go, nie mają odpowiedniego zaplecza i wiedzy fachowej w tym temacie oraz nie znają uczuć czy przyczyn myśli depresyjnych wśród młodzieży, sami nie mają dzieci i nie rozumieją nawet, co przeżywają rodzice dzieci zmagających się z depresją, mogą poruszać takie tematy i promować modę na śmierć wśród młodzieży poprzez oswajanie ich z uczuciami niedoszłych samobójców i wkładanie ich w fajnie napisana prozę. Jaki ma to przynieść skutek?
Chiński TikTok tak dla przykładu w kraju macierzystym przedstawia młodzieży głównie treści edukacyjne i z badań wynika, że młodzi mają później aspiracje do bycia astronautami czy naukowcami i na noc jest dzieciom i młodzieży blokowany. To samo medium społecznościowe w Europie, czy USA jest natomiast dostępne dla osób w każdym wieku, o każdej godzinie bez ograniczeń czasowych, a treści są tak dobierane i weryfikowane, że jedynymi aspiracjami wśród młodzieży jest chęć zostania youtuberem albo tiktokerem. Tego typu aplikacje i kanały medialne stanowią nic innego jak aparat propagandowy mający tworzyć sztuczną rzeczywistość w sposób negatywny i ogłupiający, by w jej ramach zamykać młodzież i społeczeństwa sąsiednich nacji, bo potem łatwiej było podbić słabe i rozbite społeczeństwa. Tematyka śmierci czy depresji oraz moda na cięcie, oszpecanie ciała czy samobójstw jest coraz mocniej promowana wśród młodzieży, co widać również bardzo mocno w naszym społeczeństwie.
Osobiście nie widzę nic złego w pisaniu o śmierci czy depresji wśród nastolatków, czy też poruszania innych kontrowersyjnych tematów. Wszystko jest dla ludzi i wszystko może mieć jakąś wartość – każda myśl, książka czy inna forma ekspresji. Czasem jest to piękna i wyrafinowana forma przekazu, poetyckie i emocjonalne opisy pozwalające nam lepiej poznać strukturę myślową młodzieży czy osób zaburzonych, czasem jest to wartość terapeutyczna jak w przypadku dzienników niedoszłych samobójców pisanych przez młodych youtuberów, które później zalegają na półkach w znanych księgarniach. Nie widzę też nic złego, gdy o śmierci czy szerzących się próbach samobójczych wśród młodzieży piszą specjaliści czy też zwykli felietoniści, dziennikarze i pisarze albo rodzice, których ta tematyka dotknęła, ale teksty ich powstają dla osób dorosłych jako chęć polemiki nad tematem i próba szukania przyczyn czy rozwiązań problemu. Jaki jednak jest sens promowania tematyki samobójstw wśród młodzieży w powieściach kierowanych do młodych osób, gdzie poprzez oswajanie ich z emocjami samobójców czy integrowanie z bohaterami, wdrukowujemy ich w negatywną formę egzystencjalną i pomagamy lepiej poczuć i doświadczyć uczucia wszechogarniającej beznadziei i marazmu?
Wcześniej była moda na promowanie zmiany płci i sztucznej wersji tolerancji, która wprowadziła ogromne spustoszenie w młodych umysłach. Oczywiście ta sama powieściopisarka, która poprosiła mnie teraz o pomoc w zdobyciu materiałów czy inspiracji do poruszenia zagadnień związanych z samobójstwami i depresją, również w pięknych poetyckich słowach i jakże emocjonalnych oraz delikatnych porównaniach poruszała temat nietolerancji i zmiany płci. Jako osoba wrażliwa artystycznie świetnie ukazała dramat dziecka uwięzionego w niewłaściwym ciele, które miało problemy adaptacyjne w kontakcie z rówieśnikami i funkcjonowaniu w społeczeństwie. Tylko nie zostało poruszone, że są to przypadki bardzo sporadyczne, a szukanie swej tożsamości czy nawet orientacji seksualnej, jest normalną i zdrową formą rozwojową. Sama w młodości słuchając hip-hopu, ćwicząc sztuki walki i zajmując się głównie zajęciami uznawanymi za męskie, a wcześniej jeszcze bawiąc się z kolegami w piaskownicy autami, bo lalki jakoś mnie nudziły, zastanawiałam się w pewnym momencie czy urodziłam się w dobrym ciele. Na szczęście w czasach mojej młodości nie było jeszcze w modzie faszerowanie dzieci hormonami czy promocja „zmiany płci” oraz innych modnych dziś ideologicznych pojęć, które sprawiają, że dzieci w trakcie normalnego etapu rozwojowego stają się jeszcze bardziej zagubione, a wręcz popychane do irracjonalnych zachowań, które później rzutują na ich przyszłe życie, a nawet doprowadzają do tragedii i traum oraz często nieodwracalnie niszczą i oszpecają ciała.
Na moje pytanie o sens pisania na ten temat powieściopisarka odparła tylko, że nie zamierza mi się tłumaczyć i nigdy nikogo nie skrzywdziła i nie zamierza. Czasem zastanawiam się czy fakt, że naprawdę wrażliwe i pełne talentu niezwykłe osoby, bo za taką osobę mimo wszystko nadal ją uważam, przyczyniają się do kreowania tych wszystkich chorych i krzywdzących wizji rzeczywistości oraz wkładania młodych ludzi w nieprzystosowane do egzystencji ludzkiej i niszczące psychikę bańki informacyjne i wrogie narracje, z naiwności i braku zrozumienia problemu u podstaw czy jednak dobrze zdają sobie sprawę z tego, że ich zachowanie krzywdzi innych, ale są tak zaślepione chęcią wpisania się w modną narrację, zdobycia rozgłosu, przebicia medialnego z prądem popularności, że nie liczy się dla nich nic poza sławą i zarobkiem? Czy robią to nieświadomie czy też świadomie? Może po prostu nie rozumieją, że kierowanie tego typu przekazów dla młodzieży, jest w stanie fizycznie zmienić życie i postrzeganie świata przez młodych ludzi w sposób destrukcyjny?
Całkiem niedawno pewna młoda tiktokerka podzieliła się publicznie swoimi spostrzeżeniami na temat, czemu obecnemu pokoleniu nie chce się pracować i nie mają motywacji do niczego. Stwierdziła, że jej pokolenie na starcie już wie, że system pracy nie działa, młodzi nic nie osiągną, niczego się nie dorobią, widzą jak dorośli harują, a na starość nie mają się z czego utrzymać i przez to młodzi tracą wiarę w cały system oraz ludzkość zarządzaną w takiej formie, z jaką mamy do czynienia obecnie. Zauważyła też, że dzień w dzień dostają w mediach informacje o pandemii, pożarach, nieustających wojnach czy klęskach i nawet zwykłe reklamy są tak dołujące, a cały przekaz medialny tak negatywnie nacechowany, że wręcz demotywuje to do życia i nie daje nadziei na lepszą przyszłość, a młodzi po prostu tracą wiarę. Stwierdziła też, że nie widzi sensu w rodzeniu dzieci widząc jak rodzice prowadzą zbiórki na leczenie chorych dzieci. To wszystko prawda i takie argumenty wykorzystywane są później na czarnych marszach, by jeszcze mocniej propagować politykę śmierci i jej wszechobecną narrację. Błędne koło się zamyka. Świat nie jest przyjaznym miejscem do życia więc po co przedłużać ludzkie cierpienie, rodzić i żyć? Dołóżmy do tego jeszcze nowy trend na promowanie samobójstw czy pisanie powieści dla dzieci, gdzie opisane są uczucia osób z depresją czy samobójców, by młodzież mogła jeszcze mocniej wczuć się w narzucone odgórnie „role społeczne”.
A może zamiast utrwalać negatywne wizje świata i wdrukowywać młodzież w postacie samobójców czy osób rozchwianych i zagubionych poprzez narzucanie 54 wariantów płci, warto zmienić ten świat na taki, w którym ten sens, wiara w lepsze, łatwiejsze i dobre jutro oraz spokojną i godną przyszłość będą możliwe? Przecież już samo zrozumienie relacji damsko-męskich jest skomplikowane czy poszukiwanie swojego powołania, marzeń, odnalezienie własnych przekonań również jest trudne na etapie poznawania życia. Po co to jeszcze bardziej komplikować i utrudniać? Zamiast skupiać się na tej kreowanej przez media i specjalistów od socjal kreacji i spin doktorów wizji rzeczywistości, która pozbawia nas nadziei, wiary, utrudnia żucie i dołuje, może warto stworzyć coś nowego, dobrego i pozytywnego?
Zamiast uczyć dzieci tych wyimaginowanych 54 plci i zajmować im czas głupotami, które jeszcze mocniej dzielą i rozbijają społeczeństwa, nie lepiej poświęcić ten czas na naukę najbliższych gwiazd czy ciekawych miejsc na świecie? W Polsce jest niesamowicie dużo zagadkowych miejsc jak chociażby piramidy, kamienne kręgi czy góra Żar, mamy ciekawą historię, bogatą faunę i florę, którymi warto zainteresować młodzież i zaszczepić w niej miłość do Polski i świata. Dać młodym samorozwój, stabilność, poczucie bezpieczeństwa, stworzyć nowe formy społeczne, w których człowiek nie będzie bał się o jutro, nie będzie żył jedynie wojną, beznadzieją i poczuciem niesprawiedliwości społecznej. Media często narzucają nam coraz to gorsze wizje przyszłości, gdzie niewolnicy systemu będą mogli kupić 3 koszule na krzyż w ciągu roku, nie będą mogli spożywać mięsa, które odżywia mózg, a narzucane będzie jedzenie robali niszczących układ odpornościowy jak w krajach trzeciego świata, podczas gdy elity wciąż będą latać samolotami, jeść posiłki posypane dla fanaberii złotem i kupować torebki za cenę niejednego mieszkania, którego nigdy nie dorobią się zwykli zjadacze tych robaków?
Świat się zdegenerował i stał miejscem nieprzyjaznym ludzkości. Tak naprawdę jednak, to nie świat jest zły, lecz my weszliśmy w jego złą wizję kreowaną przez specjalistów od tworzenia wizerunku i tą wizję realizujemy. Propagowanie dobrej wizji świata, a następnie wchodzenie w ten lepszy świat, bardziej bezpieczny i przyjazny, zależy również od nas i naszego nastawienia. To my jako rodzice, nauczyciele, dziennikarze, politycy czy powieściopisarze możemy stworzyć jego lepszą wizję. Tkwienie w tej sztucznie wykreowanej, co widać po obecnej formie ludzkości, prowadzi do propagowania cywilizacji śmierci, zdegenerowania i powszechnego marazmu. Budowanie takiej wizji świata czy to w mediach, kinematografii czy ogólnie kulturze, jest narzędziem wrogiej propagandy, którą świadomie lub nieświadomie dalej rozpowszechniamy. Bo jest to modne, powszechne, bo nie potrafimy przeciwstawić się tej chorej kreacji rzeczywistości, bo nie wiemy, że można dać dobry przykład, bo nie wierzymy, że nasze zdanie się liczy, a słowa mają moc.
Tematyka śmierci czy też depresji albo samobójstw jest coraz mocniej powszechna i silniej promowana. Po co więc brać w tym udział i dawać młodzieży kolejne negatywne bodźce oraz uczyć ich, jak myśli i czuje niedoszły samobójca czy osoba z depresją? Po co szerzyć modę na śmierć? Prawda jest taka, że jest ona tak modna i powszechna, że dużo dzieci zaczyna się ciąć i mówić o samobójstwie tylko dlatego, bo nie chcą odbiegać od rówieśników. Osoby szczęśliwe czy bez problemów, osoby mające wiarę, są wręcz dyskryminowane społecznie. Dajmy młodym lepszą wizję świata i lepszą przyszłość, dajmy im stare bajki jak „Pomysłowy Dobromir”, które zachęcają do działania, stare czytanki które uczą życia i funkcjonowania w społeczeństwie, dajmy im narzędzia do budowania pozytywnej przyszłości, a nie tylko strach, niepewność i bezradność oraz uczucia zagubienia i strachu, bo ktoś ma ochotę poznać emocje trans-płciowego tworu lub samobójcy i z ciekawości czy też celowo szerząc wrogą propagandę postanowi sobie napisać książkę dla dzieci czy stworzyć film lub bajkę przedstawiającą współczesnego Frankensteina.
Świat wbrew temu, co promowane jest w wielu mediach, jest przecież piękny i neutralny, a my sami tworzymy rożne jego wizje i wchodzimy w ich realizację. Wystarczy jedynie zmienić paradygmat. Skupić się na tym, co dobre, budujące, na tym, co daje szczęście i powszechny dobrobyt. Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy… Choć przyszło nam żyć w czasie konfliktów zbrojnych, choć jedynie kilometry dzielą nas od linii, za którą mordowani są cywile, choć na świecie dzieje się zło, nie zapominajmy, że wciąż wstaje słońce, kwitną kwiaty, ziemia nadal się obraca, obradza w owoce, rzeki i lasy pełne są pożywienia, a dzieci chcą się śmiać i bawić bez strachu o lepsze jutro.
Paulina Matysiak