
Wygląda na to, że udało nam się odkryć, w jaki sposób zawyżane są statystyki zachorowań na Covid-19 i jak można tego uniknąć. Chodzi bowiem o pewną nadgorliwość, w którą wpadamy pod wpływem medialnej nagonki oraz serwowanego nam zewsząd poczucia paniki i strachu.
O co chodzi? Otóż prawie każda osoba (a na pewno zdecydowanie za dużo), która zgłasza się do lekarza na tzw. tele-poradę, bo przecież ze względu na ogłoszenie pandemii, przychodnie są pozamykane dla chorych, otrzymuje informację, że jest chory na Covid-19 i musi zrobić testy. Lekarze – jak się okazuje – muszą udzielać takiej porady nawet, gdy pacjent ma tylko jeden z wymienionych w ministerialnym rozporządzeniu objawów. A to może być nawet zwykle podwyższenie temperatury, co zdarza się przecież przy większości chorób zakaźnych.
Okazuje się jednak, że choć lekarz ma obowiązek poinformowania nas, że jesteśmy chorzy na Covid-19 i niezwłocznie powinniśmy udać się do punktu badań celem wykonania testu, to nie może tego od nas wymagać. Lekarzy mimo wszystko nadal obowiązuje tajemnica lekarska. Jedynie od nas zależy, czy chcemy poddać się testowi i udać na kwarantannę.
A tu kryje się haczyk ponieważ… w bardzo wielu krajach, w tym w Polsce, do badań używane są testy PCR, które zazwyczaj dają wynik pozytywny. Czemu tak się dzieje? Testy PCR służą do namnażania materiału do badań i nie powinno ich się stosować do wykrywania i diagnostyki, ponieważ taki wynik jest bardzo prawdopodobny. Dlaczego? Testy PCR są ukierunkowane na konkretny materiał, w tym przypadku koronawirusa, który mają nie jedynie wykryć na określonym poziomie, który może powodować chorobę, lecz ten właśnie rodzaj testów ma te wirusy znaleźć i namnożyć. Dlatego właśnie wynik zazwyczaj jest pozytywny i bardzo rzadko zdarza się, że ktoś nigdy nie spotkał się z koronawirusem. Praktycznie każdy kto, kiedykolwiek miał kontakt z koronawirusem – będzie miał wynik pozytywny.
Powstanie testów PCR zawdzięczamy Kary’emu Mullisowi, za co otrzymał on Nagrodę Nobla. Tylko, że ten rodzaj testów został opracowany do NAMNAŻANIA materiału genetycznego, aby możliwe było prowadzenie na nim badań, gdy jest go za mało. Tego rodzaju testy nie mają służyć do wykrywania chorób zakaźnych w tym Covid-19, ale do namnażania go, by można było dalej prowadzić badania na próbce. Zatem – jak już pisałem – u prawie każdego, kto kiedykolwiek miał z nim styczność wirus zostanie wykryty. Nie oznacza to jednak w żadnym wypadku, że wirus jest w organizmie człowieka aktywny, ani że jego „posiadacz” – nosiciel – zaraża innych.
Niemal każdy człowiek ma w swoim ciele wirusy, które wcale nie muszą przyczyniać się do powstawania infekcji – mówią o tym zarówno naukowcy na łamach czasopisma BioMed Central Biology, jak i znani lekarze. Metoda PCR jest używana wszędzie tam, gdzie materiału genetycznego jest po prostu za mało i stąd wynika potrzeba jego powielenia. Oznacza to, że test ten wykrywa minimalną ilość wirusa i go replikuje, czyli namnaża. Stąd tyle pozytywnych wyników. Ot cała tajemnica.
Dla przykładu najnowsze badania przeprowadzone na Słowacji, z użyciem testów antygenowych, udowodniły, że wśród 5,5 milionowego społeczeństwa 99% Słowaków nie jest zarażonych Covid-19! Jedynie u 2% Słowaków stwierdzono występowanie objawów mogących świadczyć o tym, że jest to zakażenie koronawirusem, ale – jak to ocenia wielu specjalistów i lekarzy – objawy przy koronawirusie i zwykłej grypie są nie do odróżnienia. Testy PCR stworzone do namnażania materiału są po prostu zbyt czułe i wykrywają nawet śladowe ilości wirusa absolutnie niegroźne dla zdrowia i niezdolne do zarażenia. Mogą być z powodzeniem stosowane do prowadzenia badań naukowych, ale nie – co w załączonym nagraniu mówi sam ich autor Karry Mullis – nie do diagnozowania chorób zakaźnych. Nawet Elon Musk poddał w wątpliwość skuteczność testów, ponieważ z 4 wysłanych do różnych laboratoriów dwa wyszły jako pozytywne, a dwa negatywne.
Wynika z tego już jasno, że zawyżone statystyki są reakcją obronną na stres. Od roku i tak wszyscy siedzimy w domach i nie możemy się spotykać z przyjaciółmi i rodzinami. Kto może pracuje zdalnie, a kto nie – wychodzi do pracy i z pracy, samotnie spaceruje lub wchodzi i wychodzi ze sklepu, ale też dbamy o zachowanie odstępu, nie kontaktujemy się z ludźmi i pozostajemy w społecznej kwarantannie. Ludzie najzwyczajniej mają dość. Potrzebują atencji.
Co można także ostatnio zaobserwować, w czasach gdy „wszyscy chorują” na „groźną bezobjawową chorobę”, niemodne staje się jej po prostu nie przejść. Dlaczego mamy współczuć innym? Niech inni współczują i nam. Zróbmy test, a potem niech się nad nami litują, że i nas to nieszczęście spotkało. Niestety, ale to społeczne odizolowanie sprawia, że brak nam atencji i przy byle katarku biegniemy robić testy bo lekarz kazał…
Tylko, że – UWAGA! – lekarz nie może kazać i nie może też nigdzie tego zgłosić, jeśli nie poddamy się testom. Może zatem warto zastanowić się nad skutecznością testów PCR, które z medycznego punktu widzenia nie mają zastosowania w tym przypadku i przestać poddawać się zbiorowej histerii? Niestety, coraz więcej ludzi zaczyna przyzwyczajać się do obecnej sytuacji i odebraną wolność traktować jak zwykłą rzeczywistość. Tylko, że nasze przyzwolenie na tą sytuację wcale nie sprawi, że ona się zmieni. Wręcz przeciwnie! Im więcej testów tym większe przyzwolenie na zamykanie ludzi i izolowanie społeczeństw.
Zdjęcie: pixabay.com