W roku 2017 wykonano w Niemczech 101 tys. zabiegów aborcyjnych, to jest o ok. 34 tys. mniej niż w roku 2000.

Obecne prawo niemieckie pozwala na wykonanie aborcji do 12. tygodnia ciąży. Niemniej po tym okresie nadal możliwe jest usunięcie nienarodzonego dziecka, jeśli stwarza ono zagrożenie dla życia matki, posiada wady rozwojowe albo do zapłodnienia doszło w wyniku przestępstwa seksualnego. Warunkiem koniecznym przed usunięciem ciąży jest tam odbycie przez kobietę chcącą ciążę usunąć, odbycie rozmowy w przeznaczonej do tego celu poradni, a między rozmową i aborcją muszą być co najmniej trzy dni.

Posłowie SPD, FDP, Lewica i Zieloni są za wykreśleniem paragrafu 219a z kodeksu karnego, który zakazuje reklamowania miejsc, gdzie aborcje mogą być wykonywane. Sprzeciwiali się temu deputowani CDU/CSU i AfD.

Nowy projekt ustawy w Niemczech zakłada złagodzenie prawa w tym zakresie. Ma zostać wydłużony okres refundacji tabletek antykoncepcyjnych z 20. do 22. roku życia kobiety. Rocznie ma to kosztować niemieckich podatników około 40 mln euro więcej niż obecnie.

Nowelizacja niemieckiego prawa będzie pozwalała lekarzom i klinikom na informowanie na swoich stronach internetowych, że mogą podejmować się się wykonywania zabiegów przerywania ciąży. Ma też powstać aktualizowany co miesiąc centralny rejestr placówek tego typu.

Zdziwienie w tej sytuacji może budzić fakt, że oprócz oczywistych aspektów moralnych na temat przerywania ciąży, Niemcy mają już od jakiegoś czasu stały spadek demograficzny rdzennej ludności niemieckiej.

W tle pojawiają się również doniesienia, że za tymi zmianami prawnymi może stać lobby, którego celem jest utrzymanie określonego poziomu wykonywania zabiegów aborcyjnych, gdyż tkanki abortowanych dzieci są wykorzystywane w przemyśle kosmetycznym i spożywczym, co jest szczególnie skandaliczne i niedopuszczalne, ponieważ dopuszcza legalizację pewnych form kanibalizmu, który jak wiadomo jest prawnie zakazany.