Wiadomości będą wysyłane raz w tygodniu, na koniec tygodnia. Adresy e-mail będą wykorzystywanie jedynie do mailingów w ramach Strefy Wolnej Prasy. Nie będą przedmiotem sprzedaży innym podmiotom.

Jesteś tutaj:
Home > Kultura > MODA NA AKTORA – rozmowa z Piotrem Szwedesem

MODA NA AKTORA – rozmowa z Piotrem Szwedesem

Dzisiaj każdy może sobie dopisać przy nazwisku „aktor” czy „aktorka”.

To tak jakbym zaszedł na chwilę do szpitala, wszedł na salę operacyjną i zapytał,

czy mogę zoperować komuś nerkę.

A ktoś mówi: tak, tak, panie Piotrze, pan tu stanie, pan nakroi, pan zoperuje.

Ale ja nie kończyłem żadnej szkoły…

To nie szkodzi, może pan sobie zoperować…

dzieli się swoimi spostrzeżeniami aktor Piotr Szwedes

 

– Najpierw chciał pan pracować w policji, później marzył o karierze prawnika. Aktorstwo to nie była u pana miłość od pierwszego wejrzenia…?

– Zmusili mnie. A konkretnie zmusiła mnie opiekunka zajęć teatralnych, w których brałem udział w Mrągowie. Uciekałem z prób, bo byłem wtedy z pewną dziewczyną i bardziej mnie interesowały spotkania z nią niż odgrywanie ról czy egzaminy do szkoły teatralnej. Ale pewnego dnia opiekunka zaczęła mnie namawiać, wręcz zmusiła mnie, żebym pojechał do szkoły filmowej i spróbował swoich sił na egzaminach. Pojechałem, żeby zrobić jej przyjemność. I zdałem.

– Anegdoty z egzaminów do szkoły filmowej są zaskakujące. Krąży taka, że ktoś ze zdających został poproszony o zagranie mleka…

– z mlekiem to było tak, że ktoś przyszedł na egzamin i faktycznie został poproszony o wcielenie się w mleko. Usiadł i siedział. Siedział tak przez pięć minut. Zniecierpliwiona komisja w końcu nie wytrzymała i pyta: przepraszam, ale co pan robi? A on: no siedzę i gram… zsiadłe mleko. Trafił w punkt i o to właśnie chodzi – żeby zaskoczyć komisję refleksem i wyobraźnią.

– A pan zaskoczył?

– Miałem udawać wchodzenie do zimnej wody, ale szczegółów po tylu latach już nie pamiętam. To są sytuacje, z którymi spotykamy się na co dzień. Na scenie takie rzeczy sprawiają sporo trudności, bo człowiek chce je odtworzyć, a wtedy robi je sztucznie. Najgorszy stereotyp jest taki, że aktor nie udaje, jest prawdziwy.

– I płacze też prawdziwymi łzami?

– Nie może bo wtedy widownia się żenuje. Aktor musi tak zrobić, żeby to widownia płakała, na tym polega cały kunszt.

– W każdym wywiadzie z Piotrem Szwedesem pojawia się nieśmiertelny wątek „Młodych Wilków”. Czy to rzeczywiście był taki przełom dla pana?

– Byłem jeszcze wtedy za młody na przełom, ale to na pewno był początek. Dla człowieka, który miał za sobą dopiero kilka ról w teatrze, ta w Wilkach była wyjątkową szansą. Kiedy na początku kariery dostaje się taką możliwość, trzeba ją koniecznie wykorzystać. Dużo zależy od szczęścia, ale jeśli już koś nam pomógł i dostaliśmy coś za darmo, to trzeba pokazać, że się na tę pomoc zasłużyło. Poza tym, jeśli ktoś ci pomógł, to ty później możesz pomóc innej osobie. Tak jest ten świat urządzony.

– To, co pan mówi niestety nie zawsze działa. Jak zmienił się świat aktorski z perspektywy człowieka, który pracuje w zawodzie już ponad dwadzieścia pięć lat?

Nasz zawód został „zanieczyszczony” trendem celebryckim. Wszyscy pragną sławy, chcą być rozpoznawalni. Myślą o czerwonych dywanach, splendorze, blichtrze. Panuje moda na aktorstwo, ale ludzie zapominają, że role przygotowuje się dwa miesiące w kurzu i pocie, we łzach i krwi, często w kulisach do północy, a czasem też do rana. Każdego wieczoru wychodzimy na scenę, latamy po niej dniami i nocami, kiedy inni siedzą przed telewizorem. Dzisiaj każdy może dopisać sobie przy nazwisku „aktor” czy „aktorka”. To tak, jakbym zaszedł na chwilę do szpitala, wszedł na salę operacyjną i zapytał, czy mogę zoperować komuś nerkę. A ktoś mówi: tak, tak, panie Piotrze, pan tu staje, pan nakroi, pan zoperuje. Ale ja nie kończyłem żadnej szkoły. To nie szkodzi, może pan sobie zoperować. Tyle, że lekarze są chronieni, prawnicy są chronieni, a aktorzy… nie. Politycy już też nie, bo teraz politykiem może być każdy.

– Wielu ludzi porywa się na rzeczy, do których nie mają umiejętności. Po prostu mają szczęście, są w odpowiednim miejscu o właściwej porze?

– Nie wiem, czy się porywają… Częściej są wyłapywani, bo ich rysy twarzy, czy sylwetka pasują do filmu. To zbiorowisko przypadkowych ludzi. Na szczęście tacy ludzie nie weszli do teatru. Jeszcze. Do grania w teatrze naprawdę potrzebna jest szkoła. Aktorstwo to pewna kreacja: mogę zagrać studnię, króla, księdza i nawet to wspomniane zsiadłe mleko. Kreuję na bazie własnej wyobraźni i tego co mam w środku. Nie ma wtedy znaczenia, że nie pasuje mój wygląd, bo na tym polega prawdziwe aktorstwo… Ale gdyby były na to proste recepty, to spisałbym je, uporządkował i zarabiałbym miliony. Swoje na scenie trzeba spędzić. Zawód aktora jest bardzo pożądany, bo to szansa na zagranie ciekawych postaci i zrealizowanie swoich pasji. Do szkoły teatralnej zdaje bardzo wielu ludzi, po kilkadziesiąt na jedno miejsce, a dostaje się jedynie kilkanaście osób. Później selekcja jest też bardzo duża. Czasem ludzie rezygnują, może tęsknią za tym, by być kimś innym.

– Tęskni pan za tym, by być kimś innym?

– Moją misją jest jednak aktorstwo. To słowo zawiera w sobie wszystko, co jest dla mnie ważne. Jest dla mnie zawodem, misją i spełnieniem.

– Dziękuję za rozmowę.

 

Zdjęcia ze spektaklu ’Pajęcza sieć’ zostały udostępnione dzięki uprzejmości Teatru Syrena

   – zobacz

Niewiele jest w Warszawie scen, na których można zobaczyć klasyczny angielski kryminał królowej tego gatunku, Agathy Christie. Najbardziej znani bohaterowie jej twórczości to detektyw Herkules Poirot i panna Marple, ale na deskach naszego teatru narodził się nowy mistrz dedukcji.

Polecamy!

Zapisz

Zapisz

Podobne

Leave a Reply

Dodaj komentarz

W górę