Wiadomości będą wysyłane raz w tygodniu, na koniec tygodnia. Adresy e-mail będą wykorzystywanie jedynie do mailingów w ramach Strefy Wolnej Prasy. Nie będą przedmiotem sprzedaży innym podmiotom.

Jesteś tutaj:
Home > Kultura > Miałem sen …

Miałem sen …

I had a dream…

Obudziłem się nagle. Rozdygotany wewnętrznie i z poczuciem zagrożenia. Noc była ciężka, kilka razy budziłem się i zasypiałem ponownie… Spróbowałem przypomnieć sobie wizję czy marę senną, która mnie tak zaniepokoiła.

Śniło mi się, że mieszkam w mieście podzielonym na części wielkimi murami. Niektóre części były biedne, niektóre bogate. Bogate między innymi dzięki temu, że niektóre z nich napadły wiele lat wcześniej na te, które potem stały się biedne. Oczywiście ja mieszkałem w biednej. Po jakimś czasie bogate dzielnice uznały, że będzie super jeżeli zburzą mury między sobą i utworzą Wspólnotę Bogatych Dzielnic (WBD). Podpisali jakąś umowę czy traktat i zaczęli działać. Natomiast dzielnice biedne dalej były… biedne. Ich włodarze mieli przeróżne nawiedzone pomysły na poprawę funkcjonowania i wzbogacenie swoich dzielnic. Niestety polegały one głównie na likwidacji swoich przedsiębiorstw lub sprzedaży ich przedstawicielom WBD i oddawaniu im swoich targowisk (rynku).

Po jakimś czasie ktoś wpadł na pomysł, żeby przyłączyć się do WBD. Obywatele biednych dzielnic – nadal biedni – napatrzyli się na „nowoczesność” i bogactwo obywateli WBD i zapragnęli tego dla siebie. Niewątpliwie pomogło w tym to, że ci ostatni przywozili masę koralików i perkalu dla lokalnych włodarzy a i obietnice majątku i stanowisk w instytucjach wspólnotowych – ci zatem zachęcali jak mogli do negocjacji i połączenia dzielnic w jedno Wielkie Bogate Polis (WBP). WBD udawało, że nie jest zainteresowane, krygowało się i opierało… ale w końcu dało się ubłagać i przystąpiono do negocjacji. Wypracowano dokumenty traktatowe chroniące interesy „wszystkich” stron i opisujące podstawy funkcjonowania tej nowej wspólnoty, prawa i obowiązki wszystkich połączonych dzielnic. Ustalono, że wszystkie dzielnice będą wpłacały do kasy WBP składki. Większe składki bogate dzielnice a mniejsze – biedne. Jednocześnie te biedne miały dostawać większe zapomogi a bogate mniejsze. Po jakimś czasie biedne po wzbogaceniu się i wymianie wydeptanych ulic na brukowane miały płacić wyższe składki – na kolejne biedne dzielnice. Co ciekawe umowy nie zawierały żadnych akapitów pisanych drobnym drukiem i wyglądały na jasne dla wszystkich i jednoznaczne. Podpisano więc je i się zaczęło. Wyburzono wewnętrzne mury – zastępując je murem zewnętrznym, który miał chronić wszystkich obywateli Polis. Powstały fantastyczne bogate instytucje i nowe gmachy instytucji Polis.

Mijał czas. Ulice w prawie całym Polis zostały wybrukowane (lub były w trakcie układania bruku). Co prawda importowani brukarze przyjeżdżając z dawnych bogatych dzielnic – żądali za brukowanie ulic kosmicznych, nigdzie nie stosowanych stawek a lokalni podwykonawcy bankrutowali jeden po drugim. Mieszkańcy biednych dzielnic, którzy do połączenia nigdy nie wyjechali poza swoją dzielnicę… nadal nigdzie nie jeździli. Ale beneficjenci przemian – którzy najwięcej nazbierali koralików i perkalu – jeździli po całym Polis do najpiękniejszych jego fragmentów – a nawet poza Wielki Mur Polis.

Po jakimś czasie Wielki Mur Polis, który miał chronić wszystkich obywateli – został przez niektóre bogate dzielnice otwarty na oścież dla obcych. Setki tysięcy „obcych”, którzy chcieli skorzystać z bogactwa Polis. Biedne dzielnice przestały czuć się bezpiecznie i zaczęły protestować przeciwko postępowaniu bogatych. I okazało się, że brak części traktatów pisanych drobnym drukiem nie wystarczył. Albowiem w między czasie zmienił się charakter wspólnoty. Dawne dzielnice bogate utworzyły coś na kształt mafii. Albo innej organizacji przestępczej. Przejęły wszystkie instytucje wspólnotowe Polis. Przejęły kontrolę nad jedynym i najważniejszym sądem w tej wspólnocie – TSWBP (Trybunał Sprawiedliwości Wielkiego Bogatego Polis). Przejęcie tych organów nie było specjalnie trudne. Kosztowało masę perkalu i paciorków. Dzięki temu w każdej dzielnicy pojawili się … orędownicy likwidacji zupełnej dzielnic. Przyjęcia obcych. Wyśmiewający przywiązanie do tradycji, wiary i dumy ze swojej dzielnicy. Bardzo śliczni, nowocześni, opływający w perkal i paciorki i mający ślinotok pięknych słów. Zaczęli pluć na swoje dzielnice. Okłamywać o tym co się dzieje w „ich” dzielnicach przedstawicieli WBP – na co zresztą ci ostatni czekali z utęsknieniem i łykali bzdury jak pelikan ryby. Dzielnice biedne przestały mieć cokolwiek do powiedzenia. Nawet kiedy krzyczeli, że hańba, niesprawiedliwość i łamanie traktatów to TSWBP odrzucał wszystkie pretensje dowolnie interpretując zapisy traktatów. A podobno były jasne i oczywiste… Dzielnice biedniejsze znalazły się w potrzasku. Otoczone były przez dawne dzielnice bogate, lub przez mur graniczyły z odwiecznym wrogiem (Mordor?). Zagrożono im odebraniem zapomóg z WBP. Oczywista retorsja w postaci wstrzymania wpłat do budżetu WSP spowodowałaby najpierw wrzask oburzenia sprzedawczyków –przepraszam nowoczesnych orędowników Polis, potem działania pozaprawne prawnych mafijnych instytucji Polis, następnie blokadę biednych dzielnic i zamknięcie dostępu nie tylko do ryneczków bogatszych dzielnic ale również odtworzenie murów – z tym, że zamkniętych z zewnątrz na głucho. Prawdopodobnie nagłe przebudzenie spowodowało, że nie pamiętałem wszystkich szczegółów. Były tam jeszcze dziwne istoty – nie znające swojej płci ani rodzaju, chadzające w kagańcach na czworakach, z obrazkami genitaliów, żądające z niewiadomych przyczyn jakichś przywilejów – ale to pewnie tylko majaki z powodu zjedzenia czegoś bardzo niezdrowego przed snem. Obudziłem się. Zerwałem z łóżka. Wyjrzałem przez okno i odetchnąłem z ulgą. Pięknie świeci słońce, niebieskie niebo, murów żadnych nie widać… Dzięki Bogu Jedynemu nadal jesteśmy w jedynej cudownej i bezpiecznej Unii Europejskiej. Może znowu jak 30 lat temu pojadę kiedyś do Bułgarii? Albo pierwszy raz do Chorwacji? Mogę. Nie jadę – ale mogę.

I jest super.

Nie wiem tylko dlaczego przypomniał mi się utwór Jacka Kaczmarskiego – Pompeje. Czyżbym przewidywał jakąś katastrofę?

Odkopywaliśmy miasto Pompeję
Jak się odkrywa spodziewane lądy,
Gdy okiem ludzkim nie widziane dzieje
Jutro ujrzane potwierdzą poglądy,
Z których dziś jeszcze głupców tłum się śmieje.

W miarę kopania miejski cień narastał
Jakbyśmy wszyscy wracali do domu,
Wjeżdżając wolno w świt wielkiego miasta
Cicho, by snu nie przerywać nikomu,
Tylko pies szczekał i łańcuchem szastał.

– Czemu pies szczeka, rwie się na łańcuchu? –
Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnika,
Który w łaźni na własnym kołysząc się brzuchu
Wydaje rozkazy, pyta niewolnika.
– Pies szczeka bo się boi wielkiego wybuchu!

– Bzdura! Na chwilę przerwij, bolą kości,
Co z poetą którego rozkazałem śledzić?
– Nic nowego – meldują podwładni z ciemności –
W swoim mieszkaniu przy kaganku siedzi
I pisze za wierszem wiersz dla potomności.

– Czemu pies szczeka, targa się po nocy? –
Tej którą objął twarz znieruchomiała.
– Bzdura, może chuligan trafił kundla z procy –
Mruczy, chce wydobyć uległość z jej ciała,
Ale ona w oknie utkwiła już oczy.

– Ziemia drży, czy nie czujesz? Objął ją od tyłu
I szepnął do ucha – to drżą członki moje!
Świat nie zginie, dlatego że bydlę zawyło –
Odwraca jej głowę i długo całuje,
Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu.

– Czemu pies szczeka, słychać w całym mieście? –
Więzień szarpie kratę, czuje duszny powiew.
– Strażnicy, otwórzcie! Ludzie, gdzie jesteście?!
– Ja jestem – żebrak spod muru odpowie;
Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie.

– Ratuj mnie, wypuść! – Ten tylko się ślini
I ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono.
– Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni,
Tyle ich ostatnio tutaj postawiono;
Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni!

– Czemu pies szczeka? Patrz jak płonie niebo,
Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro;
Ziemia dygoce, uciekać stąd trzeba,
Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!
Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!

– Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec,
Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza.
Nikt nie zobaczy, gdy wszystko zniszczone!
Nie zdążę, nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza!
Biegnę, jak ciężko! Powietrze spalone…

Psa, który ostrzegał, nikt nie spuścił z łańcucha.
Zastygł.
Pysk otwarty,
Łapy w próg wtopione.

Podniosłem oczy i objąłem wzrokiem
Ulice, stragany, stadiony, sklepienia;
Wtem słyszę szmer –
Pada z nieba popiół…
A to się tylko obsunęła ziemia
Pod czyimś szybkim, nierozważnym krokiem.

Jacek Kaczmarski
1978 ()

Autor: Euroentuzjasta

Tekst piosenki Jacka Kaczmarskiego – kaczmarski.art.pl
Zdjęcie: pxhere.com

Podobne

W górę